Używamy Cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Dalesze korzystanie z tego serwisu oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Dowiedz się więcej o naszej polityce prywatności

x
Bardo, fot. M. Zakrzewski
GaleriaBardo, fot. M. Zakrzewski

„Pieśń niejedno ma oblicze”, Cyprian Łakomy, „Głos Wielkopolski”, 20.11.2017
 

Dziesiąta edycja to dla festiwalu okazja do podsumowań albo do wymyślenia siebie na nowo. Patrząc na program tegorocznej Nostalgii, można było odnieść wrażenie, że jego twórcy postawili na drugi wariant. Jeszcze przed festiwalem mówił o tym zresztą jego szef, Michał Merczyński. – Dotychczas dedykowaliśmy kolejne edycje Nostalgii kompozytorom, przeważnie tym związanym z kultową wytwórnią ECM. W tym roku, podobnie do Malta Festivalu, posługujemy się idiomem „pieśń wspólna”. Jako społeczeństwo śpiewamy raczej niewiele. Jeśli już, to robimy w kościele, nameczach albo przy okazji ważnych wydarzeń społecznych. Natomiast zwyczaj wspólnego śpiewania w mniej oficjalnych sytuacjach, obecny od wieków w tradycji krajów Europy Zachodniej nie istnieje u nas prawie wcale i chcielibyśmy to zmienić – tłumaczył.
 
W odróżnieniu od kilku poprzednich edycji, w całości lub w znacznej części poświęconym m.in. Arvo Pärt czy Henrykowi Mikołajowi Góreckiemu, Nostalgia Festival 2017 miał kilku bohaterów.
 
Pierwszy wieczór w Auli Artis upłynął pod znakiem twórczości Pawła Mykietyna. Usłyszeliśmy pochodzące sprzed 17 lat „Sonety Szekspira” w wykonaniu pianistki Joanny Wicherek i kontrantenora Michała Sławeckiego. Jakkolwiek imponujące były intencje twórcy („Sonety” napisał dla swojej żony Katarzyny) i warsztat wykonawców, atonalny charakter kompozycji mocno odbiegał od melancholijnej aury, do której przyzwyczaiła nas Nostalgia. Karkołomne figury wokalne Sławeckiego imponowały ekwilibrystyką i drażniły zarazem.
 
Mieszane uczucia wywołała również zaprezentowana premierowo „Wyliczanka” – na trzy głosy kobiece i zespół. Ponad półgodzinna kompozycja przyspiesza, wiruje, chwilami wprowadza w trans, choć nie sposób do końca dotrzymać jej kroku. To efekt porozrzucanych w reżyserowanym bezładzie głosów, dźwięków basu, instrumentów dętych, gitary elektrycznej i elektronicznego beatu.
 
Znacznie bardziej spójne wrażenie robił sobotni koncert „Songs” duetu Bardo z gościnnym. Klasyczny, akademicki sznyt ustępował tu popowej melancholii, która chwilami kojarzyła się z brzmieniami brytyjskiej 4AD. Postawienie na kompozycyjną prostotę i pewna doza scenicznego luzu przyniosły najlepszy z koncertów tej Nostalgii.
 
Muzyczny program festiwalu zamykał koncert „Alternative History” kwartetu Amores Pasados wokalisty Johna Pottera, będący podróżą po historii światowej pieśni. Usłyszeliśmy opracowane przez m.in. basistę Led Zeppelin Johna Paula Jonesa i klawiszowca Genesis Tony’ego Banksa angielskie i hiszpańskie teksty powstałe między XVI a XIX w. Była też odrzucona z filmu o Robin Hoodzie pieśń pióra Stinga. Prawdę mówiąc, jeden z gwoździ programu był jednak tylko ciekawostką w zestawieniu z esencjonalnie nostalgicznym koncertem Bardo.
 
Czy tegoroczna Nostalgia to tylko jednorazowy eksperyment, a kolejnej jesieni uraczy się nas programem zbudowanym wokół dorobku jednego twórcy? Widać, że festiwal próbuje odświeżyć swoją formułę; szuka i wymyśla się na nowo. Trzymam kciuki, żeby owocem tego procesu były kolejne, co najmniej tak różnorodne, choć nie tracące wspólnego mianownika edycje, jak ta właśnie zakończona.